LEKCJA KRZYŻA I POSŁUSZEŃSTWA
dnia 7 kwietnia 2018
Wtedy Jezus rzekł do uczniów swoich: Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną. Bo kto by chciał życie swoje zachować, utraci je, a kto by utracił życie swoje dla mnie, odnajdzie je. Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją? (Mat. 16,24-26).
Słowami Ewangelii Mateusza Pan Jezus Chrystus zachęca nas abyśmy poszli za Nim (towarzyszyli mu) i naśladowali Go. Ta pełna miłości zachęta do bliskiej z Nim społeczności uwarunkowana jest wolną wolą każdego z nas. Uczniami Jezusa zostajemy tylko w akcie dobrowolnego oddania siebie i swojego życia do dyspozycji Zbawiciela.
On okazał nam łaskę, zbawił nas, lecz to my decydujemy, czy gotowi jesteśmy Go naśladować! Biblia uczy nas, że warunkiem naśladowania Chrystusa jest konieczność zaparcia się siebie. Co ma na myśli Zbawiciel tak właśnie formułując swoje oczekiwania?
Chrystus kieruje do nas takie oto słowa: „Każdy kto chce życie swoje zachować, straci je”. Wyjaśnia też Chrystus, że pozyskanie wszelkich bogactw i doświadczenie chwały całego świata zakończy się klęską poprzez utratę własnej duszy. Dodaje też Nauczyciel, że każdy, kto w Jego ręce złoży całe swoje życie, właśnie wtedy po raz pierwszy odnajdzie je i je pozyska. Wobec takiego wymogu zaparcie się siebie staje się możliwe tylko wtedy, gdy powodowani niczym nie skrępowaną wolą własną oddajemy się w ręce Pana. Ta decyzja oznacza, że gotowi jesteśmy pozostawić swoje dotychczasowe życie na rzecz takiego rodzaju życia, którego pragnie dla nas Zbawiciel.
Gdy stajemy się Jego uczniami, Boże Słowo objawia nam, że Pan nie nazywa nas już tylko swoimi sługami: „Bo sługa nie wie, co czyni Pan jego; lecz nazwałem was przyjaciółmi, bo wszystko, co słyszałem od Ojca mojego, oznajmiłem wam” (J. 15,15).
Pan Jezus swoich uczniów nazwał przyjaciółmi!
Cóż za niezwykły przywilej! On sam nas wybrał (J. 15,16) i przeznaczył nas dla siebie. Zabiega o to, abyśmy nie byli tylko sługami, ale także Jego współpracownikami i przyjaciółmi. On zapewnia nas, że każdy kto położy życie swoje w Nim, otrzyma dar nowego życia. On pragnie dać nam to wszystko, co sam odbiera z ręki swojego Ojca: „Jeśli kto chce mi służyć, niech idzie za mną, a gdzie Ja jestem, tam i sługa mój będzie; jeśli kto mnie służy, uczci go Ojciec mój” (J. 12,26).
Życie obdarowane i namaszczone przyjaźnią Zbawiciela nabiera nowego ducha i słodkiej pełni w Nim. Teraz jesteśmy gotowi na wszelkie wyzwania, które przynosi życie w Jezusie Chrystusie. Niezwykły przywilej krzyża i owoce z krzyża płynące pozwalają w wierze stawiać kolejne kroki wiary ku wieczności. Pan, zapraszając nas do naśladowania Go, nie tylko stawia wymóg zaparcia się siebie; On widzi także konieczność włożenia na siebie krzyża. Każdy bowiem kto zechce mu towarzyszyć, winien Go również naśladować w noszeniu krzyża.
On nie oczekuje od nas noszenia Jego krzyża. Takie zadanie byłoby dla nas niewykonalne. Ciężar Jego krzyża, pełna cierpienia Jego świętość, doprowadziłyby nas do upadku! Krzyż, o którym mówi Jezus, ma być naszym zobowiązaniem włożonym na nasze barki własnymi rękoma.
Jak Jezus rozumiał potrzebę i konieczność krzyża? Co oznaczał krzyż w Jego życiu i w Jego służbie? Przyglądając się osobie Pana, którego obraz odmalowują Ewangelie, możemy z całą pewnością powiedzieć, iż dla Chrystusa krzyż był zewnętrznym wyrazem zgody na wypełnienie woli Ojca. W przypadku uczniów Chrystusa, krzyż oznaczać więc musi zewnętrzną zgodę na wypełnienie woli Syna! Tuż przed śmiercią Jezus modli się wołając do Ojca: „A to jest życie wieczne, aby poznali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś” (J. 17,3).
Życie tego, który naśladuje Zbawiciela, upływa pod znakiem nieustannego poznawania Boga, doświadczania Jego obecności i rozkoszowania się Nim. Syn jest jedyną drogą do Ojca, a więc poznawanie Syna umożliwia poznanie i zrozumienie Ojca. Krzyż, który godzimy się nosić, jest tego wyrazem. Całe ziemskie życie Jezusa upłynęło w cieniu krzyża. Sposób, w jaki przeżył to życie, pozostaje cudowną księgą, z której możemy nieustannie czerpać. Biblia mówi, że „za dni swego życia w ciele zanosił On z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić od śmierci, i dla bogobojności został wysłuchany; i chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” (Heb. 5,7-8).
Życie i służba naszego Zbawiciela okupione zostały łzami i błaganiem, aby Ojciec wspierał Go w drodze na krzyż! Słowo Boże objawia nam, że Pan „nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał”. Był (i jest) przecież Synem swojego ukochanego Ojca. Był najbardziej posłusznym ze wszystkich synów na obliczu ziemi! Ten najposłuszniejszy z posłusznych uczył się jednak posłuszeństwa. Światło na zrozumienie tej tajemnicy rzuca stwierdzenie, że środkiem, którym posłużył się Bóg, było cierpienie. Cierpienie weryfikuje bowiem wszelkie deklaracje, przysięgi i zapewnienia.
Biblia wyjawia, że „Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serca; i nie ma stworzenia, które by się mogło ukryć przed nim, przeciwnie, wszystko jest obnażone i odsłonięte przed oczami tego, przed którym musimy zdać sprawę” (Heb. 4,12-13).
Posłuszeństwo Jezusa wobec Ojca i Jego woli zostało wystawione na krwawą próbę. Każde Słowo Ojca przenikało Jego umysł, serce, ducha i duszę, i nie znajdowało nawet śladów buntu. Syn we wszystkim i całkowicie pozostał poddany Ojcu. W ogrodzie Getsemane wołał: „Ojcze mój, jeśli można, niech mnie ten kielich minie; wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty” (Mat. 26,39). Jezus wzdragał się przed cierpieniem, lękał się cierpienia w ludzkim ciele. Prosił, aby Ojciec, o ile to możliwe, oszczędził mu bólu i osamotnienia. Duchowa walka, która stała się jego udziałem, zakończyła się bolesną śmiercią na krzyżu. Zbawiciel dokonał dzieła, które powierzył mu Ojciec.
Chrystus, sądzony przez Boże Słowo, pozostał czysty i święty. Ofiara za grzech mogła być złożona! List do Hebrajczyków objawia nam jednak jeszcze inną zdumiewającą prawdę. Czytamy bowiem, że nasz Pan wołając do Ojca, „dla pobożności został wysłuchany”. Jak to, powiemy? Przecież umarł w męczarniach na krzyżu!
Zestawmy ten intrygujący fragment Biblii z innym, pochodzącym z Księgi Izajasza. Tak pisze prorok: „Oto szczęśliwie powiedzie się mojemu słudze: Będzie nader wywyższony i bardzo wysoko wyniesiony” (Iz. 52,13). Proroctwo Izajasza wyraźnie odnosi się do osoby przyszłego Mesjasza, Jezusa z Nazaretu!
Przypomnijmy sobie, o co modlił się Jezus. W Jego wołaniu nie znajdujemy pragnienia, aby rozminąć się z wolą Ojca! On lękał się cierpienia jako człowiek, ale jako doskonały Człowiek pragnął tylko jednego – wykonać wolę Ojca. Jego szczęściem (tak mówi Izajasz) było spełnić pełne miłości pragnienie Ojca.
Czego pragnął Ojciec? On pragnął zbawienia człowieka, a Jezus uznał pragnienie Ojca za swoje i dał się ukrzyżować z twojego i mojego powodu.
Lekcja krzyża, której udziela nam Chrystus, nie jest teoretyczna. Pan wiedząc, że nasze pragnienie naśladowania Go wypływa z naszej woli, nie ukrywa ceny, którą będziemy płacić za wierność. Jezus rozpoczynając służbę znał wszystkie proroctwa odnoszące się do osoby Mesjasza. Wiedział, jakimi słowami prorok Izajasz opisywał mękę i śmierć Zbawiciela. Tak prorokował Izajasz: „Wielu przeraziło się na Jego widok”, i dalej: „Tak zeszpecony, niepodobny do ludzkiego był jego wygląd, a jego postać nie taka, jak synów ludzkich” (Iz. 52,14).
Pisze też prorok, że Mesjasz był wzgardzony i opuszczony przez ludzi, znęcano się nad nim, lecz On w pokorze i milczeniu znosił wszystko, gdyż Bóg upodobał sobie „utrapić Go cierpieniem” (Iz. 53,1-11). Chrystus wiedząc o tych proroctwach z ufnością oddał siebie w ręce Ojca. To, co „upodobał sobie Ojciec”, było ważniejsze niż Jego cierpienie. Pan Jezus nie ukrył przed nami konsekwencji, jakie spadną na nas w zamian za wierność Jego Słowom. Zapowiedział, że będziemy prześladowani, będą nam złorzeczyć i nienawidzić nas z Jego powodu (Mat. 5,11-12). Chrystus, wkroczywszy na drogę krzyża, nigdy tej drogi nie opuścił. Jego przyjaciele próbowali wpłynąć na Jego decyzje, szczerze pragnąc dla Niego bezpiecznej przyszłości. Gdy Jezus wyraźnie zapowiedział, że zbliża się Jego męczeństwo, Piotr odprowadził Go na ustronne miejsce i począł Go upominać, aby miał litość nad sobą i nie patrzył w przyszłość przez pryzmat krzyża. Reakcja Jezusa była natychmiastowa: „Idź precz ode mnie, szatanie! Jesteś mi zgorszeniem, bo nie myślisz o tym, co Boskie, lecz o tym, co ludzkie” (Mat. 16,21-23).
Dlaczego Pan tak gwałtownie zareagował na niewątpliwą troskę przyjaciela? Można wymienić co najmniej dwie przyczyny. Po pierwsze, wobec pełnej miłości troski Piotra mógł pozostać bezbronny i pozwolić tej ludzkiej miłości wedrzeć się do Jego serca. Lękające się cierpienia ciało zawsze będzie szukało usprawiedliwienia dla zdrady! Historia tego świata obfituje w takie przykłady. Po drugie, powodem gwałtownej reakcji Pana jest fakt, iż została zakwestionowana wola Jego Ojca. Stąd Piotr usłyszał przerażające słowa: „Idź precz ode mnie, szatanie”.
Wszystko to, co staje na drodze do wypełnienia woli Boga, musi zostać uznane za przeciwnika. Staje bowiem przeciwko Bogu i przeciwko Jego świętej woli. Dla uczniów Jezusa to niezwykle ważna lekcja. Klęski, które ponosi Kościół, wynikają właśnie z faktu nieposłuszeństwa objawionej woli Bożej. Wielu wierzących nie jest w stanie osiągnąć czegokolwiek w życiu duchowym z powodu permanentnego pomijania oczekiwań Słowa Bożego. Dlatego tak wielu chrześcijan żyje pełnią niewiary i zatruwa tym odstępstwem serca wierzących. Bóg, znając nasze słabości, wskazał nam właściwą drogę.
Piórem apostoła Pawła wzywa nas nieustannie do wytrwałości w niesieniu krzyża mówiąc: „Jeśliście wzbudzeni z Chrystusem, tego, co w górze szukajcie, gdzie siedzi Chrystus po prawicy Bożej; o tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi” (Kol. 3, 1-2). Także Zbawiciel, przemawiając do swoich uczniów, powiedział: „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego, a wszystko inne będzie wam dodane” (Mat. 6, 33). Wszystko, co nadmiernie zajmuje naszą uwagę i nie jest skoncentrowane na Chrystusie, musi być traktowane jako nasz osobisty przeciwnik! Jeśli nie będziemy na drodze krzyża gorliwi i tak gwałtowni jak Chrystus, ta droga zostanie przez nas porzucona.
We właściwym czasie Zbawiciel dobrowolnie oddał się w ręce oprawców (J. 18, 4-12). Cierpienie, które dotknęło tego Sprawiedliwego, do dzisiaj porusza najtwardsze serca i łamie wszystkie kolana. Dzieło krzyża w Chrystusie wypełniło się. Gdy umierał na Golgocie, nikt nie rozumiał jego znaczenia. Oddzielony od Ojca, oddawał w świętości swoje życie, objuczony ciężarem wszelkiego grzechu. Nigdy nie zrozumiemy istoty tego cierpienia i nigdy nie doświadczymy tej samotności, która stała się udziałem Chrystusa na krzyżu. Ojciec wysłuchał Jego modlitwy i zgodnie ze starym proroctwem Zbawiciel umierał szczęśliwy. „Wykonało się” – zawołał na krzyżu, powierzając swego ducha Ojcu. On już wtedy triumfował odnosząc na krzyżu potrójne zwycięstwo. Pokonał na krzyżu diabła, pokonał grzech i pokonał śmierć! Ludzie patrzyli na krzyż, a ich oczy nie widziały zwycięzcy, lecz pokonanego. Nawet Jego uczniowie byli przekonani, że wszystko się skończyło.
Droga krzyża i posłuszeństwa Bogu to droga wolnych w Chrystusie ludzi. Tym, których zaproszono, aby naśladowali Mistrza, uczyniono honor i obdarowano niezwykłym przywilejem. To nie jest droga dla ludzi, których serce należy do tego świata. Jan apostoł przestrzega: „Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca” (1J. 2, 15). Drogą krzyża można podążać tylko w pełni miłości Ojca i Syna. Dla uczniów Chrystusa to jedyna właściwa droga. To droga prawdziwej i nieodwracalnej przemiany życia, które otrzymaliśmy jako depozyt od Ojca. Naśladując Chrystusa, wielokrotnie doświadczamy cierpienia, smutku i osamotnienia. Zawsze jednak winniśmy pamiętać, że nasz Zbawiciel sam przeszedł tę drogę i rozumie jej ból. Apostoł Piotr tak napisał, po wielu latach swej służby, o cierpieniu: „Najmilsi! Nie dziwcie się, jakby was coś niezwykłego spotkało, gdy was pali ogień, który służy doświadczeniu waszemu, ale w tej mierze, jak jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, radujcie się, abyście i podczas objawienia chwały jego radowali się i weselili. Błogosławieni jesteście, jeśli was znieważają dla imienia Chrystusowego, gdyż Duch chwały, Duch Boży, spoczywa na was” (1 Pt. 4, 12-14).
Wielu świętych, odchodząc z tego świata, nie spotkało się z należytą miłością i szacunkiem dla dzieła ich życia. Zdarza się, że nawet Kościół nie zauważa wyjątkowości swoich świętych. Oni wszyscy umarli podobnie jak Chrystus, bez zrozumienia i pełni akceptacji. Pan uznał ich za swoich, a ludzie często nie pamiętają nawet ich mogił. Na drodze krzyża i posłuszeństwa, nie podobamy się światu. Porzucamy wszystko, aby zyskać Chrystusa i znaleźć się w Nim (Flp. 3, 8-9). Czy ta droga, droga krzyża, jest naszą drogą? Odpowiedź na to pytanie ma fundamentalne znaczenie. Jeśli bowiem, pomimo zaproszenia, nie kroczymy tą drogą, to nasz udział w Królestwie Bożym stoi pod znakiem zapytania!
Andrzej Cyrikas